czwartek, 19 marca 2015

Islas Marietas


 Viaje de las ballenas, czyli podróż w poszukiwaniu wielorybów jest jedną z wycieczek organizowanych co roku dla Wymieńców z zachodniego wybrzeża Meksyku.

  Pierwotnie była planowana po pierwsze na przełom stycznia i lutego (okres, w którym wielorybów jest najwięcej), a po drugie w Los Cabos. Ale jak to bywa w Meksyku, plany planami, a realizacja okazuje się zupełnie inna. 

  W efekcie pojechaliśmy dopiero 14 marca i w przeciwnym kierunku: do stanu Nayarit. W podróż wyruszyliśmy w sobotę rano, tradycyjnie już spod Starbucksa przy Cinepolis. 

   Wprawdzie prognozy mówiły o ładnej pogodzie, ale z Culiacan wyjeżdżaliśmy w strugach deszczu. Na szczęście niewiele mówiło to o pogodzie następnego dnia i to w oddalonym o 600 kilometrów i co najmniej 7 godzin kurorcie Punta Mita.



  Ze względu na długi weekend (nie mam pojęcia z jakiej okazji), większość hoteli była przepełniona, dlatego na nocleg mieliśmy zatrzymać się w innej nadoceanowej miejscowości, Guayabitos, jakieś 50 km od celu.


    Dojechaliśmy w samą porę by zjeść obiadokolację, zakwaterować się w pokojach i pójść na nocny spacer po plaży :)


    Następnego dnia trzeba było wstać wcześnie, żeby po drodze zjeść śniadanie i o 9 dotrzeć do Punta Mita, skąd łodzie motorowe miały nas zabrać na poszukiwanie wielorybów, a następnie na ukrytą na skalistej wyspie plażę.

    Jeżeli chodzi o wieloryby, udało nam się wypatrzyć dwa: jednego dużego i jednego małego. Bardzo trudno było uchwycić cokolwiek na zdjęciach, ponieważ nad powierzchnią pojawiały się na ułamki sekund.


niezbyt twarzowe, ale trudno ;)
   Największym zaskoczeniem dla mnie, był fakt, że na wysepkę musimy się dostać wpław, przepływając skalistym tunelem. I oczywiście była to zdecydowanie moja ulubiona część wyprawy! Za to sama plaża była malutka i baaaardzo zatłoczona, przede wszystkim przez mieszaninę turystów meksykańskich i amerykańskich.
kolor wody naprawdę był obłędny ;)






   Pogoda na szczęście nam dopisała. Trochę tylko pokropiło w trakcie naszego pobytu na ukrytej plaży. Za to na dobre rozpadało się gdy dotarliśmy na obiad. I lało już przez całą drogę powrotną.