piątek, 5 grudnia 2014

Polacos en México...

...a konkretniej: 'en Culiacán'! Część na dłużej, część na krócej, ale jednak ;) 

     Po raz pierwszy o tym, że w okolicy jest ktoś z Polski usłyszałam w Altacie, w weekend zmiany rodzin. Zjechał się wówczas ogrom znajomych mojej host-siostry, i jak dowiedzieli się skąd jestem ktoś powiedział, że dziewczyna jakiegoś tam znajomego kuzyna jest również z Polski. Nawet przez chwilę chcieli do człowieka dzwonić, ale wkrótce im się odwidziało. Ja natomiast nie potraktowałam tematu nazbyt poważnie i nie próbowałam się dowiedzieć czy faktycznie mieli rację. 

   Jednak temat powrócił już kilka dni później, kiedy rzeczona dziewczyna (jak się domyślam) odezwała się do mnie na facebooku. Po pierwsze będąc w urzędzie imigracyjnym natknęła się na moje dane w 'księdze interesantów'. Po drugie, również przez facebooka, poznała już wcześniej inną dziewczynę będącą na wymianie Rotary i nawet wiozła jej rzeczy z Polski. Sama z kolei jest tu w ramach programu AIESEC (uczy dzieci angielskiego), a po drugie ma w Culiacán chłopaka, który był wcześniej na wymianie studenckiej w Polsce. Następnego dnia wybrałam się więc z nimi na mecz baseballu i było bardzo genialnie: po raz pierwszy od trzech miesięcy mogłam pogadać z kimś w ojczystym języku (no, z wyjątkiem skype ;p) i do tego wymienić się poglądami na wszystko, od podróży i jedzenia począwszy, na autobusach i bezpieczeństwie na ulicach skończywszy. 

   Wkrótce trafiłam na informację (oczywiście na facebooku, ach, to wszechstronne źródło informacji), że w tym roku w Culiacán odbędą się mistrzostwa w Amp Futbolu, czyli piłce nożnej osób po jednostronnej amputacji kończyny (bramkarz ręki, w polu nogi), z udziałem drużyny z Polski. Od razu pomyślałam sobie, że warto byłoby pójść na jakiś mecz, skoro mam taką okazję pod nosem. Jednak okazja do spotkania drużyny z kraju ojczystego nadarzyła się dużo szybciej. Kilka dni przed meczem otwarcia po południu dostałam wiadomość na Whatsappie (najpopularniejszy sposób komunikacji w Meksyku) od dziewczyny z Rotaractu, że za kilka godzin przyjeżdżają Polacy i może wyszłabym z ekipą witającą na lotnisko. Jak to w Meksyku: wszystko na ostatnią chwilę! Jednakże zgodziłam się. Za wiele to ja tam w prawdzie nie zrobiłam, bo też nikt nie wytłumaczył mi czego ode mnie właściwe oczekują, za to tłumaczyłam meksykańską chęć robienia selfie z 20 osobami w trakcie jazdy autokarem. 






      Od razu zresztą rzuciła mi się w oczy różnica kultur, którą wprawdzie odczuwam na co dzień, ale... po raz pierwszy uświadomiłam sobie, że odrobinkę, w stopniu minimalnym już się dostosowałam do otoczenia. 

      Kilka dni później wybrałyśmy się z Martą z Polski i jej chłopakiem na mecz Polska-Meksyk. Było to niesamowicie ciekawe doświadczenie. Niestety, pomimo że, jak doszliśmy do wniosku, Polacy był zdecydowanie szybsi, przegraliśmy 2:3. Następny mecz odbył się z USA, ale na niego nie poszłam bo pomyliły mi się daty. Zobaczymy co dalej, dzisiaj zaczynają się ćwierćfinały.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz