sobota, 25 kwietnia 2015

Zmiana rodziny, rancho, Mazatlán, tańce, Guadalajara i jeszcze raz tańce

   Znowu zaniedbałam bloga, a strasznie dużo się działo! Będzie trochę chaotycznie, ale chciałabym opisać wszystko. 
z moją nową hermanitą
   Po pierwsze, 16 marca po raz ostatni zmieniłam rodzinę. Na szczęście, bo pakowanie (a raczej wciskanie na siłę do walizki) całego dobytku może się znudzić.

   Tradycyjnie nie obyło się bez sporego zamieszania. Na początku okazało się, że nie ma dla mnie rodziny, pomimo iż wcześniej jakaś była wyznaczona. Potem udało się znaleźć jedną w oddalonym o ok. 35 km Navolato. Nie specjalnie uśmiechała mi się zmiana i miasta, i szkoły, ale Rotary powiedziało, że nie mają innej opcji. Dzień przed planowaną zmianą poinformowano mnie, że z Navolato też coś nie wyszło.

    Ostatecznie trafiłam do rodziny w Culiacán, która miała brać udział w programie dopiero w przyszłym roku (moja siostra w sierpniu jedzie do Francji). Mam też dwóch starszych braci: jeden studiuje stomatologię w Culiacán, drugi mieszka i pracuje w Aguascalientes. Moja trzecia mama była lekarzem (o ile się nie mylę) rodzinnym, a teraz uczy na jednym z uniwersytetów.


   Potem nadszedł praktycznie bezinternetowy okres Wielkanocny. Akurat moja rodzina nie jest religijna, więc były to po prostu dwa tygodnie rodzinnych wakacji: pierwszy spędziliśmy krążąc pomiędzy domem w Culiacán a pobliskim 'rancho' – letnim domkiem z basenem. I odwiedziło nas wujostwo z trzema młodszymi kuzynkami, dzięki czemu poznałam niewielką część rodziny (w Meksyku prawie wszystkie rodziny są wielodzietne, stąd liczba wujków i cioć jest nie do zapamiętania). 

   W drugim tygodniu pojechałyśmy (ja, mama, siostra i dwie kuzynki) do Mazatlán (brat i tata dołączyli na dwa ostatnie dni). Nie muszę chyba mówić, że tam gdzie jest ocean, plaża i basen musi być cudownie :p



   Po powrocie wcale nie zaczęłam mieć więcej czasu na cokolwiek. Jeszcze przed Wielkim Tygodniem rozpoczęliśmy z innymi Wymieńcami lekcje miejscowych tańców, że tak powiem, ludowych. W ten sposób (5 razy w tygodniu!) przygotowujemy się do majowej konferencji dystryktalnej, na której każde miasto zaprezentuje taniec ze swojego regionu. Osobiście cieszę się, że mam okazję spróbować czegoś nowego, chociaż zajęcia czasem są świetna zabawą, a czasami wychodzimy z nich wściekli na siebie nawzajem (nie na serio wszakże, ale bywa ciekawie).



   Tydzień po Świętach pojechałam moją rodziną do Guadalajary, ponieważ zostaliśmy zaproszeni na ślub jednego z kuzynów. Dla mnie było to niesamowite doświadczenie :) Po pierwsze, jeszcze przed wyjazdem, poszłam w ślady mamy i siostry i zrobiłam sobie... tipsy.


wielkie przygotowania :)
   W piątek, zaraz po przyjeździe, pojechałyśmy z siostrą, dziewczyną brata i mamą do galerii szukać brakujących kosmetyków, co oczywiście rozciągnęło się na cały wieczór. W sobotę rozpoczęłyśmy przygotowania trzy godziny przed wyjściem (makijaż, fryzury, kreacje ;) ) i tak się spóźniliśmy. Za to samo wesele podobało mi się, i to bardzo.


z mamą, siostrą i 'cuñadą' ;)


   Niestety w niedzielę musieliśmy już wracać (a szkoda, bo chciałabym w końcu zobaczyć trochę więcej Guadalajary). Po drodze wstąpiliśmy jednak do miejscowości Tequila (całkiem urokliwe miejsce, w którym sprzedają montón pamiątek). I tak, to między innymi tam produkują najprawdziwszą tequilę. Za to kolację zjedliśmy w Mazatlán, w restauracji na plaży.


   A teraz... zostało półtora tygodnia do wyjazdu na konferencję w Puerto Vallarta, a tym samym półtora tygodnia do końca nauki w mojej szkole. A to sprawia, że coraz realniejszy staje się powrót do Polski. I zbliża się czas podsumowań... 10 tygodni dzieli mnie od zakończenia wymiany.


1 komentarz: