W zeszłym tygodniu nie było wpisu. To znaczy był, ale w cudowny sposób usunął się nieodwracalnie przed opublikowaniem (niestety nie znam przyczyny). Postaram się jednak go odtworzyć, chociażby w wersji skróconej.Idealny nie będzie.
Nie wiem jak w innych miejscach, ale w Culiacán istnieje całkiem prężnie działający Rotex. (Daaawno temu, w Bydgoszczy mówiono nam, że nie wszędzie kontakty z Rotexem są dobrze postrzegane, ale akurat nie tutaj.) Jak sama nazwa głosi, są to ludzie, którzy jakiś czas temu byli na wymianie Rotary (aktualny skład to 16 osób z przedziału 2010-2014). Jako że najlepiej wiedzą jak czuje się i z czym boryka exchange student, poza tym chcą nam coś pokazać i przy okazji pobyć w atmosferze RYE, organizują comiesięczne spotkania. W zeszłym tygodniu rozpoczął się więc kolejny cykl ich (i w tym roku również naszej) działalności.
Spotkanie miało charakter przede wszystkim zapoznawczy, informacyjny i urodzinowy, ponieważ Rotex obchodził pierwszą rocznicę swojego istnienia.
W ramach zapoznania każdy z nas miał za zadanie przygotować potrawę(y) ze swojego kraju.
Zdecydowałam się na pierogi (które i tak wszyscy przechrzcili na Empanadas), danie (jak sądziłam) proste w przygotowaniu, a poza tym smakujące większości ludzi przyjeżdżających do Polski (istotna była również opinia mojego polsko-meksykańskiego brata Oscara).
składniki szalonego dania |
Na początku chciałam zrobić trzy farsze, ale ostatecznie wybrałam dwa (klasyka gatunku: ruskie i z mięsem). Zabawa zaczęła się już w sklepie, ponieważ o ile przypuszczałam, że twarogu jednak nie znajdę, o tyle nie spodziewałam się braku np.: pietruszki (na szczęście nie był to element niezbędny). Ostatecznie udało nam się z host tatą (z którym niestety miewamy czasami problemy w komunikacji (język angielski), chyba, że chodzi o lody, kawę lub tacos) jakoś dogadać i kupić wszystkie potrzebne składniki.
Przy okazji nabyłam również wodoodporną mascarę, element przy tutejszym klimacie niezbędny. No chyba, że ktoś lubi make-up w stylu panda. Jakimś dziwnym trafem mascara okazała się być dystrybucji... Polskiej (?!).
offtop, offtop |
Przy okazji warto wspomnieć, że meksykanki malują się dosyć mocno, szczególnie na przyjęcia. Ponieważ w mojej szkole nie ma mundurków (takowy brak rzadko się w Meksyku zdarza), a to oznacza również możliwość dowolnego makijażu, trudno znaleźć dziewczyny, które z tego dobrodziejstwa nie korzystają. Mascara jest kosmetycznym minimum, a bardzo często spotyka się również eyelinery, kredki do oczu i różnokolorowe szminki (na przykład dosyć jaskrawe odcienie różu).
Wracając do tematu pierogów: wykonanie w pojedynkę okazało się być czasochłonne.
Gdy tylko wywlekłam się w sobotę z łóżka (co wcale nie znaczy wcześnie), zabrałam się za przygotowanie planu działania. Po nerwowym Skype do polskiej rodzicielki („mamo, to mięso mnie przeraża”) zabrałam się za przygotowanie składników farszów, tak żeby były gotowe na powrót meksykańskiej mamy, która bardzo chciała mi pomóc.
Na szczęście byłam sama w domu, więc mogłam zacząć na spokojnie (no nie do końca, jak widać na załączonych obrazkach ;) ). W międzyczasie musiałam tez przetestować sery do pierogów ruskich (bojąc się ryzykować przygotowałam trzy próbki nadzienia). Ostatecznie, ku mojemu zdumieniu, wygrał odsączony serek wiejski. Drugie miejsce zajęła meksykańska Panela, a najgorsza okazała się za słona feta, która całkowicie zabijała smak ziemniaków.
przerażające mięsiwo |
królowa Kuchni Polskiej, czyli Justyna sama w domu |
Potem było doprawianie, zagniatanie, lepienie i gotowanie, czyli procedura jak najbardziej standardowa, już z pomocą host mamy. Na szczęście okazało się, że w domu mamy wałek, chociaż nigdy wcześniej nie był używany.
Cebula will die... |
...uskuteczniam czarny humor |
Potem było doprawianie, zagniatanie, lepienie i gotowanie, czyli procedura jak najbardziej standardowa, już z pomocą host mamy. Na szczęście okazało się, że w domu mamy wałek, chociaż nigdy wcześniej nie był używany.
kolaż od mexykańskiej mamy |
W końcu z lekkim opóźnieniem udaliśmy się na imprezę, zabierając ze sobą moją host-prawie-siostrę Alejandrę, specjalistkę od spraw kulinarnych. Lekkim problemem był brak klimatyzacji, ale jakoś to przetrwaliśmy (Alejandra niczym Mary Poppins nosi w torebce wszystko co potrzebne, łącznie z wachlarzem).
hermanas ;* |
Na początku zaprezentowali się wszyscy członkowie Rotexu, przedstawili również plan pracy na najbliższe miesiące (o tym co się będzie działo będę pisać na bieżąco).
Nareszcie przyszedł czas na jedzenie, chociaż wcześniej musieliśmy jeszcze o nim opowiedzieć (po hiszpańsku, tutaj pomogła nieco wtajemniczona w polską sztukę kulinarną mama).
Wszyscy zgodnie twierdzili, że im smakuje, mam nadzieję, że nie tylko z grzeczności. Ja z kolei miałam okazję spróbować różnorakich dań z nazwami nie do zapamiętania. Najbardziej smakowało mi brazylijskie Brigadeiro i coś z Finlandii.
moje dzieło |
Następnie były zdjęcia: z flagami (na którym zostałam Brazylijką, bo nie pomyślałam o swojej) i w strojach meksykańskich i tort z okazji urodzin Rotexu.
modelas ;) |
jestem Brazylijką |
konsekwentnie |
W Meksyku istnieje tradycja zgodnie z którą osoba świętująca musi jako pierwsza ugryźć kawałek tortu (wśród okrzyków „mordida, mordida!” co oznacza „ugryź”, ale znakomicie oddaje również dalsze losy tortu). W przedziale wiekowym ok. 13-25 często kończy się to tak:
Już nie mówiąc o tym, że często przeradza się to w tortową bitwę. Mi udało się tym razem uniknąć takiego poczęstunku. Tym niemniej żegnałam się z koleżanką z Brazylii standardowym całusem w policzek. Najsłodszy pocałunek życia, jak do tej pory ;)
Justyna jest wielka:)
OdpowiedzUsuń